Wojciech Korfanty – śląski bohater narodowy
W przeprowadzanych na Górnym Śląsku plebiscytach i rankingach, Korfanty zaliczany jest do najwybitniejszych Ślązaków i osób najbardziej zasłużonych dla tego regionu. Rok 2009, kiedy przypadła 70. rocznica jego śmierci, obchodzono w województwie jako Rok Korfantego. Od 1993 r. nagrody jego imienia przyznaje Związek Górnośląski – regionalna organizacja promująca śląską kulturę i tradycję.
Wojciech Korfanty (właściwie Adalbert Korfanty) urodził 20 kwietnia 1873 r. w osadzie Sadzawka (obecnie Siemianowice Śląskie). Jego ojciec był górnikiem. W 1879 r. rozpoczął naukę w szkole ludowej w Siemianowicach, potem był uczniem katowickiego Gimnazjum Królewskiego. Założył tam tajne kółko, którego celem było szerzenie kultury polskiej i znajomości literatury. Nawiązał też kontakty z działaczami z Wielkopolski. Brał udział w propolskich zebraniach, gdzie negatywnie wyrażał się o niemieckim kanclerzu Bismarcku, za co został wydalony z gimnazjum.
Ukończył szkołę średnią eksternistycznie w grudniu 1895 r., po interwencji wielkopolskiego posła do Reichstagu Józefa Kościelskiego; w tym samym roku rozpoczął studia na politechnice w Charlottenburgu. Jesienią 1896 r. przeniósł się na Królewski Uniwersytet we Wrocławiu, gdzie zaliczył dwa semestry na Wydziale Filozoficznym. Przerwał studia na dwa lata, podczas których zarabiał na dalszą edukację jako korepetytor u litewskiego arystokraty Witolda Jundziłły. W 1899 r. ponownie podjął studia. W maju 1901 r. przeniósł się na ostatni semestr do Berlina, gdzie uzyskał absolutorium.
W latach 1901-1908 był członkiem Ligi Narodowej, w ramach której współpracował z Romanem Dmowskim. Od 1901 r. pracował jako redaktor naczelny „Górnoślązaka”. W 1902 r. trafił do więzienia we Wronkach za publikację artykułów „Do Niemców” i „Do moich braci Górnoślązaków”. W latach 1903-1912 i 1918 był posłem do Reichstagu oraz pruskiego Landtagu (1903-1918), gdzie reprezentował Koło Polskie.
25 października 1918 r. wystąpił w niemieckim parlamencie z żądaniem przyłączenia do państwa polskiego wszystkich polskich ziem zaboru pruskiego. Po powstaniu niepodległej Polski przeniósł się do Poznania. W latach 1918-1919 był członkiem Naczelnej Rady Ludowej stanowiącej rząd Wielkopolski podczas powstania, a w 1920 r., jako mianowany przez rząd polski komisarz plebiscytu na Górnym Śląsku, kierował całością przygotowań organizacyjnych, propagandowych i politycznych.
Korfanty współkierował m.in. II powstaniem śląskim, które nie było już – jak rok wcześniej – spontanicznym zrywem polskiej ludności chcącej przyłączenia regionu do Polski, a odpowiedzią polskich organizacji wojskowych i plebiscytowych na antypolskie działania niemieckie przed mającym tam się wkrótce odbyć plebiscytem. Rozkaz do walki wydano 19 sierpnia 1920 r. – powstanie zaczęło się w nocy z 19 na 20 sierpnia i objęło praktycznie cały okręg przemysłowy.
Bezpośrednim celem powstańców było wyparcie niemieckiej Policji Bezpieczeństwa z obszaru plebiscytowego, a także likwidacja niemieckich organizacji paramilitarnych i bojówek. Zablokowane przez alianckie wojska powstanie zakończyło się 25 sierpnia na rozkaz jego dowódców. W jego wyniku niemiecką policję plebiscytową zastąpiono mieszaną – polsko-niemiecką, z obszaru plebiscytowego usunięto też osoby przybyłe tam po sierpniu 1919 r.
Mimo to kampania plebiscytowa była brutalna, a obie strony posuwały się do aktów terroru. O przeprowadzeniu plebiscytu, który miał rozstrzygnąć o podziale Górnego Śląska między Niemcy i Polskę, zdecydowała w czerwcu 1919 r. Konferencja Wersalska – odbył się ostatecznie 20 marca 1921 r. Za przynależnością do Polski głosowało 40,3 proc. ludności, przez co prawie cały obszar plebiscytowy przypadł Niemcom.
Na tę wieść wcześniejsze pojedyncze strajki niezadowolonych z trudnych warunków materialnych i bezrobocia mieszkańców regionu przekształciły się 2 maja w strajk generalny i w nocy z 2 na 3 maja w Trzecie Powstanie Śląskie. Na jego czele znów stanął Korfanty, który – jako przeciwnik polityki faktów dokonanych i rozstrzygnięć zbrojnych – po pierwszych sukcesach militarnych dał rozkaz wstrzymania działań zbrojnych i czekania na decyzję Komisji Międzysojuszniczej Ententy.
W wyniku zrywu zdecydowano o korzystniejszym dla Polski podziale Śląska. Z obszaru plebiscytowego do Polski przyłączono 29 proc. obszaru i 46 proc. ludności. Podział był też korzystny dla Polski gospodarczo – na przyłączonym terenie znajdowały się 53 z 67 istniejących kopalni, 22 z 37 wielkich pieców oraz dziewięć z 14 stalowni.
Sam Korfanty w lipcu 1921 r. opuścił Śląsk. W odrodzonej Polsce w latach 1922-1930 był posłem na Sejm z ramienia Chrześcijańskiej Demokracji (ChD). W obliczu niepowodzenia misji stworzenia rządu przez Artura Śliwińskiego, Korfanty został desygnowany przez Komisję Główną Sejmu RP na premiera. Jednak wobec protestu swojego przeciwnika, naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego i groźby przeprowadzenia strajku generalnego przez PPS, nie rozpoczął formowania rządu, a komisja wycofała jego nominację.
Od października do grudnia 1923 r. był wicepremierem w rządzie Wincentego Witosa i jego doradcą z ramienia ChD. Od 1924 r. wydawał dzienniki „Rzeczpospolita” i „Polonia”. W 1930 r. został aresztowany i wraz z posłami Centrolewu osadzony w twierdzy brzeskiej. Po uwolnieniu powrócił na Górny Śląsk, gdzie jednak jako polityczny przeciwnik wojewody Michała Grażyńskiego był zagrożony następnym aresztowaniem.
Wiosną 1935 r. w obawie przed represjami udał się na emigrację do czeskiej Pragi. Do kraju nie mógł wrócić nawet w 1938 r. na pogrzeb swego syna Witolda – rząd premiera Sławoja-Składkowskiego odmówił wydania mu glejtu bezpieczeństwa. Po aneksji Czechosłowacji wyjechał przez Niemcy do Francji. Był jednym z założycieli Frontu Morges (wraz z Ignacym Paderewskim, Józefem Hallerem i Wincentym Witosem), a później organizatorem i prezesem Stronnictwa Pracy powstałego z połączenia chadecji i Narodowej Partii Robotniczej.
W kwietniu 1939 r. po wypowiedzeniu przez III Rzeszę układu o nieagresji i niestosowaniu przemocy, powrócił do Polski, gdzie został aresztowany i osadzony na Pawiaku. Pomimo protestów opinii publicznej spędził tam prawie 3 miesiące. Zwolniono go 20 lipca z powodu ciężkiej choroby.
Zmarł 17 sierpnia 1939 r. Okoliczności jego śmierci budzą kontrowersje. Jedna z hipotez utrzymuje nawet, że zatruł się oparami arszeniku, którymi nasączone były ściany jego celi.
Korfanty spoczął w Katowicach, na cmentarzu przy ul. Francuskiej. Jego pogrzeb, na który przyszło ok. 5 tys. osób, stał się wyrazem poparcia dla prowadzonej przez niego polityki niepodległościowej i wielką manifestację patriotyczną Ślązaków pamiętających m.in., że trzecie powstanie śląskie, którego był dyktatorem, okazało się jednym z dwóch – obok powstania wielkopolskiego – polskich zrywów zbrojnych zakończonych sukcesami.
Rada Regencyjna, a Roman Dmowski
15 sierpnia 1917 r. w Lozannie z inicjatywy Romana Dmowskiego założono Komitet Narodowy Polski, uznany przez państwa Ententy za oficjalną reprezentację narodu polskiego i sprawujący polityczną kontrolę nad armią polską we Francji w czasie I wojny światowej.
Powołanie Komitetu Narodowego Polskiego
Pierwsze kroki do utworzenia komitetuRoman Dmowski podjął na przełomie stycznia i lutego 1917 r. podczas narady w Lozannie. W liście do kraju powiadomił wówczas swoich współpracowników o zamiarze powołania komitetu i poprosił o wyznaczenie co najmniej po jednym kandydacie z każdego zaboru.
15 sierpnia 1917 r. na zjeździe w Lozannie utworzono Komitet Narodowy Polski (KNP). Na jego prezesa wybrano Dmowskiego. Zadecydowało o tym głównie jego polityczne doświadczenie i autorytet. W skład komitetu weszli m.in.: Stanisław Grabski, Józef Haller i Maurycy Zamoyski.
W składzie KNP znaleźli się głównie przedstawiciele Narodowej Demokracji oraz Stronnictwa Polityki Realnej. W późniejszym okresie do komitetu dołączył Ignacy Jan Paderewski. Siedzibą komitetu stał się Paryż.
Oficjalna reprezentacja narodu polskiego
KNP pełnił rolę ministerstwa spraw zagranicznych, sprawował również polityczną kontrolę nad armią polską we Francji, organizowaną na podstawie dekretu prezydenta Raymonda Poincare z 4 czerwca 1917 r.
„Za główne zadanie Komitetu – pisał prof. Janusz Pajewski – uznał Dmowski związanie sprawy polskiej ze sprawą państw zachodnich, ale niewątpliwie dążył też do przekształcenia w odpowiedniej chwili Komitetu w rząd, który ujmie władzę w Polsce”. (J. Pajewski „Odbudowa państwa polskiego 1914-1918”)
KNP za jedynego przedstawiciela narodu polskiego jako pierwsza, 20 września 1917 r., uznała właśnie Francja.
Znaczenie komitetu rosło wraz z uznawaniem go za oficjalną reprezentację narodu polskiego przez kolejne państwa. Miesiąc po Francji uczyniła to Wielka Brytania, pod koniec października Włochy, a 6 grudnia 1917 r. USA. Zwłoka Włoch i USA wynikała z postawy rządu Rosji, który do momentu obalenia go w wyniku rewolucji bolszewickiej przeciwstawiał się działalności KNP.
Armia Polska we Francji
Pomimo oficjalnego uznania komitetu, rząd francuski niechętnie spoglądał na jego niezależność. Francuzi oczekiwali m.in., że tworzona we Francji armia polska będzie podlegała władzom francuskim, a zwierzchnictwo KNP nad nią będzie jedynie symboliczne. Dmowski nie godził się na takie warunki. Aby wymusić przekazanie zwierzchnictwa nad polskim wojskiem KNP zablokował wręczenie armii sztandarów i zagroził wstrzymaniem rekrutacji. Pomimo ciężkiej sytuacji finansowej KNP Dmowski zrezygnował również z zaciągnięcia pożyczki od rządu francuskiego, żeby nie pogarszać swojej pozycji negocjacyjnej.
Spór pomiędzy rządem francuskim i komitetem dotyczył również prawa nominowania naczelnego wodza armii polskiej. Dmowski uważał, że powinien to uczynić KNP – rząd francuski natomiast, że prezydent Francji. Ostatecznie zwyciężył Dmowski i 4 października 1917 r. to władze KNP powierzyły funkcję naczelnego wodza armii polskiej we Francji byłemu dowódcy II Brygady Legionów, gen. Józefowi Hallerowi.
O niepodległą Polskę z dostępem do morza
Na arenie międzynarodowej komitet prowadził działalność dyplomatyczną zmierzającą do uzyskania dla Polski najkorzystniejszych gwarancji ze strony państw sojuszniczych, a po uznaniu go za oficjalnego reprezentanta narodu polskiego, zabiegał o prawa dla Polaków na terenach państw sprzymierzonych.
Na początku 1918 r. KNP uzyskał prawo do wydawania dokumentów dla Polaków i rozpoczął budowę sieci biur spraw cywilnych. Biura te mogły nadawać w krajach sprzymierzonych osobom narodowości polskiej będących obywatelami Niemiec lub Austro-Węgier paszporty KNP, które chroniły przed restrykcjami.
Najważniejszym jednak celem KNP było uzyskanie poparcia państw sprzymierzonych dla odbudowy państwa polskiego. Dmowski, aby osiągnąć najkorzystniejsze granice przyszłego państwa, blokował kompromisowe projekty. Polityka ta przyniosła dobre rezultaty w postaci ogłoszenia 3 czerwca 1918 r. przez premierów Francji, Wielkiej Brytanii i Włoch deklaracji uznającej potrzebę utworzenia niepodległej Polski z dostępem do morza.
Roman Dmowski, oceniając działania Komitetu, pisał: „Najważniejsze cele, któreśmy sobie na Zachodzie w swej akcji podczas wojny postawili, zostały urzeczywistnione. Zjednoczenie Polski i utworzenie państwa polskiego zostało przez sprzymierzeńców ogłoszone jako jeden z warunków pokoju. (…) Komitet Narodowy miał pod swą władzą armię polską, uznaną za sprzymierzoną i wojującą. Mieliśmy tym samym zapewniony udział w konferencji pokojowej, jako jedno z państw sprzymierzonych”.
Dmowski, oceniając działania Komitetu, pisał: „Najważniejsze cele, któreśmy sobie na Zachodzie w swej akcji podczas wojny postawili, zostały urzeczywistnione. Zjednoczenie Polski i utworzenie państwa polskiego zostało przez sprzymierzeńców ogłoszone jako jeden z warunków pokoju. Polska już miała pozycję państwa sprzymierzonego; państwo to miało w Komitecie Narodowym organ z uznanymi oficjalnie atrybucjami rządu w sprawach zewnętrznych i wojskowych; miało urzędowe przedstawicielstwo dyplomatyczne w mocarstwach sprzymierzonych; Komitet Narodowy miał pod swą władzą armię polską, uznaną za sprzymierzoną i wojującą. Mieliśmy tym samym zapewniony udział w konferencji pokojowej, jako jedno z państw sprzymierzonych”.
Dodawał jednak: „Trzeba tu zaznaczyć, że osiągnięcie tej pozycji byłoby niemożliwe bez utworzenia armii polskiej na Zachodzie, a więc bez tego, co dla tej sprawy zrobiła Francja. Posiadanie armii, stojącej u boku sprzymierzonych, było jedyną naszą legitymacją do tytułu państwa sprzymierzonego, a co za tym idzie, do udziału w konferencji pokojowej. Legitymacja ta była niezbędna. Dobrze, że była uznana za wystarczającą. Inaczej Polska ze swymi legionami, walczącymi po stronie państw centralnych, ze swym Królestwem listopadowym, ze swą Radą Regencyjną, z rządem warszawskim i z jego ciągle ponawianymi deklaracjami, musiałaby być przez państwa zachodnie uznana za sprzymierzeńca państw centralnych i w końcu znalazłaby się wśród zwyciężonych”. (R. Dmowski „Polityka polska i odbudowanie państwa”)
Komitet Narodowy Polski po 11 listopada 1918 roku
Po ostatecznej klęsce państw centralnych w Wielkiej Wojnie i przejęciu władzy w Polsce przez Józefa Piłsudskiego pozycja KNP ulegała osłabieniu. Jak pisał prof. Pajewski: „W ciągu niedługiego czasu jesienią 1918 r. będzie się Komitet przygotowywał do objęcia rządów względnie współrządów w Polsce, po czym od połowy grudnia 1918 r. czy też od stycznia 1919 r. powróci znowu do roli kierownika polityki zagranicznej, a nawet zejdzie już tylko do roli delegacji polskiej na Konferencję Pokojową”.
KNP nie uznał powołanego przez Józefa Piłsudskiego 18 listopada 1918 r. rządu socjalisty Jędrzeja Moraczewskiego. Dopiero po utworzeniu 16 stycznia 1919 r. gabinetu Ignacego Jana Paderewskiego Komitet uznał ten rząd za pierwszy gabinet niepodległej Polski.
15 kwietnia 1919 r., po ukonstytuowaniu się pod przewodnictwem Dmowskiego delegacji polskiej na Konferencję Pokojową w Paryżu, KNP podjął decyzję o swojej likwidacji. Ostatecznie rozwiązany został 15 sierpnia 1919 r.
Kim był Władysław Bartoszewski?
Władysław Bartoszewski urodził się w Warszawie 19 lutego 1922 r. Jego ojciec był jednym z dyrektorów Narodowego Banku Polskiego, matka – urzędniczką miejską.
W wieku ośmiu lat rozpoczął naukę w prywatnym katolickim Gimnazjum im. św. Stanisława Kostki. W 1937 r. uzyskał tzw. małą maturę i przeniósł się do Liceum Towarzystwa Wychowawczo-Oświatowego. W maju 1939 r. skończył liceum.
Po wybuchu drugiej wojny światowej został pracownikiem Polskiego Czerwonego Krzyża w Warszawie.
Wspominając oblężenie Warszawy we wrześniu 1939 r. mówił: „Zostałem noszowym włączyłem się do prac służb sanitarnych. Po prostu brałem nosze z nieznanymi mi mężczyznami, nosiłem rannych, umierających. Brało się nosze i szło tam gdzie spadły bomby. (…) Normalna obywatelska sprawa, ale dla siedemnastoletniego chłopaka bardzo trudna”. (M. Komar „Władysław Bartoszewski – Skąd pan jest”; wywiad-rzeka)
Od 22 września 1940 r. do 8 kwietnia 1941 r. Bartoszewski był więźniem KL Auschwitz (numer obozowy 4427); został uwolniony z obozu w wyniku zabiegów PCK w Międzynarodowym Czerwonym Krzyżu.
„12 grudnia, w czasie pracy przy czyszczeniu cegieł straciłem przytomność. (…) Byłem wycieńczony, pokaleczony, zbolały. To zgodne z normą oświęcimską. Tak jak normalne byłoby, gdybym zginął od uderzenia pałką, albo od przydeptania gardła butem kapo. Dziwną rzeczą było, że więźniowie zanieśli mnie do Krakenbau i położyli przy schodach. Nie mogli zrobić nic więcej, bo musieli natychmiast wrócić do pracy. Uratowali mi życie” – mówił Komarowi.
W styczniu 2005 r. podczas uroczystości 60. rocznicy wyzwolenia Auschwitz Bartoszewski powiedział, że gdy jako osiemnastoletni Polak stanął we wrześniu 1940 r. po raz pierwszy na placu apelowym Auschwitz I, wśród 5,5 tys. innych Polaków, „nie przychodziło mu w ogóle do głowy, że przeżyje Hitlera i II wojnę światową”.
Od lata 1942 r. uczestniczył w walce przeciwko okupantowi działając w Armii Krajowej i w Delegaturze Rządu na Kraj (Departament Spraw Wewnętrznych).
W latach 1942-1944 współorganizował tajną Radę Pomocy Żydom (kryptonim Żegota). Był współredaktorem podziemnej prasy, działaczem katolickiego Frontu Odrodzenia Polski; uczestniczył w Powstaniu Warszawskim.
Historyk Krzysztof Kunert, w specjalnym dodatku „Tygodnika Powszechnego”, wydanym w związku z 85. rocznicą urodzin Bartoszewskiego, podkreślał, że większość z ponad 1200 swoich publikacji traktuje on jako „wypełnienie nakazu dania świadectwa” czasom wojny. Bartoszewski jest autorem m.in. opracowania „Egzekucje publiczne w Warszawie w latach 1943-1944”, które zostało włączone do materiałów dokumentacyjnych, przygotowanych przez stronę polską na Proces Norymberski.
„Nikt z żyjących obecnie świadków Warszawy owych dni nie zdobył tak kompletnego widzenia ówczesnej rzeczywistości jak Władysław Bartoszewski” – napisał prof. Aleksander Gieysztor w przedmowie do książki Bartoszewskiego „1859 dni Warszawy”, będącej kalendarium okupacyjnej i powstańczej stolicy.
Po wojnie Bartoszewski był współpracownikiem Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, a także członkiem PSL „Mikołajczykowskiego”.
Lata powojennej Polski to także trudny okres w życiorysie Bartoszewskiego. Prześladowany przez reżim komunistyczny i skazany pod zarzutem szpiegostwa, od listopada 1946 r. do sierpnia 1954 r. spędził w komunistycznych więzieniach. Został zrehabilitowany w 1955 r.
Współpracował z „Tygodnikiem Powszechnym”. W latach 80. uczestniczył w różnych działaniach opozycyjnych, był m.in. współzałożycielem Towarzystwa Kursów Naukowych i wykładowcą „Uniwersytetu Latającego”, w latach 1974-1985 wykładał historię Polski na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Aktywny w okresie tworzenia NSZZ „Solidarność”, internowany od 13 grudnia 1981do 28 kwietnia 1982 r. W latach 1983-1990 był profesorem gościnnym nauk politycznych na trzech uniwersytetach w RFN: w Monachium, Eichstaett i Augsburgu.
Obywatel honorowy Warszawy, Gdyni i Wrocławia, członek honorowy Światowego Związku Żołnierzy AK; odznaczony Orderem Orła Białego (1995), Krzyżem Wielkim RFN (2001), wysokimi odznaczeniami Austrii, Litwy, Estonii, Węgier, Hiszpanii, tytułem „Sprawiedliwy między Narodami Świata” (1963) w Jerozolimie. W 1991 r. został Obywatelem Honorowym Państwa Izrael.
W latach 1990-1995 Bartoszewski był ambasadorem RP w Austrii, dwukrotnie był ministrem spraw zagranicznych: od marca do grudnia 1995 r. i ponownie od lipca 2000 do października 2001 r. Był przewodniczącym Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej i Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, a także prezesem Polskiego PEN Clubu.
Autor około 40 książek na temat historii najnowszej Polski i Europy, w szczególności dotyczących problematyki polsko-niemieckiej i polsko-żydowskiej, m.in. „Ten jest z ojczyzny mojej”, „1859 dni Warszawy”, „Dni walczącej stolicy”, „Moja Jerozolima, mój Izrael”, „Dziennik z internowania”.
Doktor honoris causa uniwersytetów w Warszawie, Wrocławiu, Marburgu, PONO w Londynie, Uniwersytetu Żydowskiego w Baltimore. Laureat Nagrody Herdera (1983) i Nagrody Pokojowej Księgarstwa Niemieckiego (1986), nagrody H.Heinego (1996), R. Guardiniego (1995) i innych.
Podczas obchodów 50. rocznicy zakończenia II wojny światowej jako czwarty w historii obcokrajowiec wygłosił w 1995 r. przemówienie na uroczystym posiedzeniu obu izb parlamentu niemieckiego w Bonn.
Życiorys Bartoszewskiego to historia niezłomności charakteru, odwagi i gotowości niesienia pomocy – mówią jego przyjaciele.
Na pytanie ks. Adama Bonieckiego w wywiadzie w „Tygodniku Powszechnym”: „A więc udane życie” Bartoszewski odpowiadał: „Ja właściwie jestem całkowicie wynagrodzony i to nie jest żadna obłuda. Ponad wszelkie zasługi. Bohaterstwo? Rzeczywiście brałem udział w pomocy Żydom, ale też cholernie się bałem. Straszliwie się bałem. Tego nikt nie wie, bo bym się wstydził przyznać. Inni ludzie robili równie wspaniałe rzeczy, biegali z granatami, strzelali do pułkowników gestapo. Pewnie też się bali. Ja się bałem w inny sposób. Ale to że mogłem w jakiejś mierze, minimalne w stosunku do chęci, pomóc komuś, okazało się w końcu czymś co ma sens”.
Zmarł 24 kwietnia 2015 r. w Warszawie.
Bitwa pod Kostiuchnówką 1916 – najkrwawszy bój Legionów Polskich
4 lipca 1916 r. Legiony Polskie rozpoczęły pod Kostiuchnówką na Wołyniu walkę z przeważającymi liczebnie wojskami rosyjskimi. Była to najkrwawsza bitwa Legionów, w której poległo lub zostało rannych ok. 2 tys. polskich żołnierzy.
„Dumny jestem z zachowania się I Brygady w tych bojach pod Kostiuchnówką, chcę zaś wierzyć, że każdy z nas, jak to prawemu żołnierzowi przystoi, wyniósł z tych dni dużo doświadczenia i nauki, gdy tyle dla siebie nowych rzeczy widział, w tylu nowych formach boju brał udział. W kilka dni takiego boju rekrut staje się starym wiarusem, który ma co wspominać i czego uczyć drugich” – napisał w rozkazie z 11 lipca 1916 r. Józef Piłsudski.
W jego słowach nie było przesady – bitwa pod Kostiuchnówką stanowiła prawdziwy sprawdzian bojowy dla legionistów, a o trudzie walk niech świadczy fakt, że znajdujące się w bezpośrednim sąsiedztwie sojusznicze oddziały węgierskich honwedów wycofały się już w pierwszym dniu bojów. Pod miejscowością leżącą nad Styrem, na Polesiu Wołyńskim, rozmieszczono oddziały z wszystkich trzech legionowych brygad. Jedną z nich osobiście dowodził przyszły marszałek.
„Dumny jestem z zachowania się I Brygady w tych bojach pod Kostiuchnówką, chcę zaś wierzyć, że każdy z nas, jak to prawemu żołnierzowi przystoi, wyniósł z tych dni dużo doświadczenia i nauki, gdy tyle dla siebie nowych rzeczy widział, w tylu nowych formach boju brał udział. W kilka dni takiego boju rekrut staje się starym wiarusem, który ma co wspominać i czego uczyć drugich” – napisał w rozkazie z 11 lipca 1916 r. Józef Piłsudski.
Ofensywa Brusiłowa
Nie po raz pierwszy Polacy walczyli pod Kostiuchnówką z Rosjanami – jesienią 1915 roku wzdłuż doliny Styru biegła granica frontu wojennego. Legioniści opanowali wieś już pod koniec września; następnie – pod naporem wroga – musieli ją opuścić. Ponad miesiąc później, 3-10 listopada, walki w tym rejonie stoczyła II Brygada. Zakończyły się powodzeniem – zdobyto miejscowe Wzgórze Cegielniane, przemianowane później na „Polską Górę”.
Osiem miesięcy później Polacy otrzymali rozkaz utrzymania za wszelką cenę linii frontu. Zadanie to było związane z planowaną przez Rosjan wielką operacją zaczepną, którą miał przeprowadzić gen. Aleksiej Brusiłow (Ofensywa Brusiłowa).
Armia carska ruszyła do ofensywy w czerwcu 1916 roku. Dowództwo austro-węgierskie nie przewidywało działań Rosjan na tak wielką skalę, dlatego pozostawiło na Wschodzie uszczuplone siły. Tymczasem nieprzyjaciel przełamał linie obronne pod Łuckiem i rozszerzył obszar natarcia na Bukowinę oraz Polesie. Doszło też do walk z udziałem Polaków. Jako pierwsi z nieprzyjacielem starli się żołnierze II Brygady pod Hruziatynem, Tumanem i Hołuzją.
Dysproporcja sił
Najbardziej zacięte walki z udziałem Polaków miały jednak miejsce nieco później w rejonie Kostiuchnówki – tędy wiodła droga na Kowel, jeden z kierunków natarcia Rosjan. Drogę zagrodzili im legioniści z I i III Brygady (II Brygada znajdowała się w odwodzie), wspierani na skrzydłach przez Węgrów. Prawą flankę obsadziła 128. Brygada Honwedów, lewą – 11. Dywizja Kawalerii.
Polacy stacjonowali w rejonie: Optowa-Kostiuchnówka-Wołczeck i bronili trzech linii umocnień. Najbardziej wysuniętym stanowiskiem była tzw. Reduta Piłsudskiego; za nią w pobliskim lesie znajdował się obszar ziemnych fortyfikacji (tzw. Polski Lasek i Lasek Saperski). Znajdujące się tam siły broniły dostępu do okolicznych miejscowości. W jednej z nich – osadzie wzniesionej przez Polaków, nazwanej Legionowem – znajdowała się Komenda Legionów. Całością polskich sił dowodził gen. Stanisław Puchalski. Z kolei Piłsudski kwaterował w oddalonym o kilka kilometrów Karasinie.
Dysproporcja sił obu stron była znaczna – legioniści mieli ok. 5,5 tys. strzelców i 800 ułanów. Rosjanie dysponowali 13 tys. piechoty i 3 tys. kawalerii z 46. Korpusu Armijnego. Przeciwnik miał też sporą przewagę w broni, dysponując ok. 120 działami. Na stanie polskich oddziałów znajdowało się 49 ciężkich karabinów maszynowych, 26 dział oraz 15 moździerzy.
Bitewna zawierucha
4 lipca atakujący na centralnym kierunku natarcia Rosjanie napotkali silny opór okopanych legionistów. Polacy spodziewali się ofensywy, już wcześniej ich pozycje były bombardowane przez lotnictwo i artylerię. Nad obszarem przyszłych walk operowały też nieprzyjacielskie balony, z których prowadzono obserwację przedpola. Dzięki temu rosyjski ogień przeważnie trafiał do celu. Skuteczne ataki doprowadziły m.in. do zerwania łączności między dowództwem a pierwszą linią obrony.
Na polskie pozycje atakowali żołnierze 100. Dywizji Piechoty, wspieranej przez siły 77. Dywizji Piechoty i 16. Dywizji Kawalerii. Zadanie odparcia głównych sił wroga spadło na legionistów z I Brygady, broniących Reduty Piłsudskiego. Boje toczono w upale, co też wpływało na kondycję fizyczną żołnierzy.
„W ciężkiej kurzawie błyskały jeno raz w raz języki ognia, a dym wlókł się ociężale, szary i siny. Powietrze stało się ciężkie, smrodliwe, dym wżera się w piersi, gryzący, ostry, drażniący oczy, oczy przestają widzieć, uszy słyszeć. (…) Nie widać okopów, nie widać drutów, nie widać ludzi, nie widać nic” – opisywał walki żołnierz Legionów Wacław Lipiński.
Obraz zniszczeń w polskich okopach wyłania się z relacji innego uczestnika bojów, Mariana Kukiela. „W gruzy szły szańce, belkami zdruzgotanymi przywalając tam ludzi, druty przed prawym skrzydłem częściowo zniknęły, jedno stanowisko ciężkiego karabinu maszynowego było rozbite, karabin uszkodzony, luneta pogrzebana, połączenia drutowe (telefoniczne – PAP) wszystkie zerwane, ziemianki waliły się jak domki z kart. Przechodząc wzdłuż pozycji, widziałem moich ludzi pokaleczonych, wytarzanych w ziemi i bagnie” – zapisał Kukiel.
Ucieczka Węgrów
Pod wieczór pierwszego dnia walk Rosjanie ponowili frontalne natarcie, Polacy stanęli jednak na wysokości zadania. „Gęste masy przeciwnika, które wyłoniły się od dworu Kostiuchnówki i lasu na północ od dworu podpuszczono blisko pod druty. (…) Wówczas huknęła salwą polska linia, odezwały się karabiny maszynowe, siejąc śmierć w szeregach wroga. Moskale rzucili się w popłochu do ucieczki” – relacjonował Piłsudski.
Legioniści, choć musieli zejść z pola walki, wykonali swoje zadanie, znacząco opóźniając wrogą ofensywę. Dzięki temu front nie został przerwany, a wojska austro-węgierskie wycofały się unikając okrążenia nad Styrem. Cena za wykazany w krwawej bitwie hart ducha i poświęcenie była ogromna: zginęło, odniosło rany lub zaginęło bez wieści ok. 2 tys. legionistów, w tym wielu oficerów. Najwięcej strat zanotowano w 5 Pułku Piechoty I Brygady – ok. 500 żołnierzy (straty przekroczyły 50 proc. stanu osobowego pułku).
Niestety, obrona sąsiednich pozycji, zajmowanych przez Węgrów, załamała się – legioniści znaleźli się w niebezpiecznym położeniu. Częściowo wycofali się, prowadząc w międzyczasie skuteczne przeciwuderzenia – także nocą. Udało się odbić m.in. utracone pozycje na tzw. Polskiej Górze. Niejednokrotnie bój przeradzał się w walkę na bagnety. Atakowała także rosyjska kawaleria; największe starcie z jej udziałem stoczono 6 lipca pod Wołczeckiem.
W końcu, pod naporem wroga, żołnierze Legionów zostali zepchnięci na trzecią linię umocnień. Obrońcy byli już wyczerpani. „Żar słoneczny, istny żywy ogień z nieba, nawałnica artyleryjska, potęgowana echami lasu, widok grupujących się bezkarnie do nowego ataku mas wroga, brak pożywienia, a przede wszystkim wody, wszystko to w sposób deprymujący działało na żołnierzy” – pisał legionista Marian Dąbrowski.
Ostatecznie, w związku z fatalną sytuacją spowodowaną przełamaniem obrony na skrzydłach, 6 lipca w godzinach popołudniowych, Komenda Legionów nakazała swym oddziałom opuszczenie zajmowanych pozycji. Polacy wycofali się za linię rzeki Stochód, gdzie niebawem, po stabilizacji frontu, walki przybrały charakter pozycyjny.
Najcięższy bój
Legioniści, choć musieli zejść z pola walki, wykonali swoje zadanie, znacząco opóźniając wrogą ofensywę. Dzięki temu front nie został przerwany, a wojska austro-węgierskie wycofały się unikając okrążenia nad Styrem.
Cena za wykazany w krwawej bitwie hart ducha i poświęcenie była ogromna: zginęło, odniosło rany lub zaginęło bez wieści ok. 2 tys. legionistów, w tym wielu oficerów. Najwięcej strat zanotowano w 5 Pułku Piechoty I Brygady – ok. 500 żołnierzy (straty przekroczyły 50 proc. stanu osobowego pułku).
„Ogień artylerii, z nieznaną nam dotąd potęgą szalejący na naszych okopach, masowe ataki nieprzyjaciela, przebijanie się bagnetem przez piechotę wroga, masowe również szarże kawalerii rosyjskiej, wreszcie odwrót w nadzwyczajnie ciężkich warunkach – oto, cośmy przeszli w ciągu kilku dni” – czytamy w rozkazie Piłsudskiego wydanym kilka dni po krwawej bitwie. Dowódca I Brygady podkreślał, że jego żołnierze – pomimo wielkich ofiar – wycofywali się tylko wówczas, gdy realnie groziło im całkowite otoczenie. „Schodziliśmy zawsze ostatni z pola walki” – stwierdzał.
We wspomnieniach „Moje pierwsze boje” Piłsudski pisał: „Momenty, w których ja, szafujący niezwykle ostrożnie krwią podwładnych, unikający nieraz rozmyślnie pracy dla sławy, by nie płacić za nią za drogo, umiałem, czy musiałem zaryzykować całym nieledwie przeze mnie dowodzonym oddziałem, stawiając na kartę i siebie, jako dowódcę. Najcięższe moje prace dowodzenia: Ulina Mała, Marcinkowice i Kostiuchnówka”.
Ten starożytny dowódca niemal rzucił Rzym na kolana. Kim był i jak zagroził imperium?
W ciągu ponad tysiącletniej historii Rzym prowadził niezliczone wojny. Ale tylko pojedynczy wodzowie byli w stanie doprowadzić go na skraj upadku. Gdyby im się powiodło, historia Imperium Romanum zakończyłaby się setki lat wcześniej. A może nawet… imperium Rzymian w ogóle by nie powstało.
W historii europejskiej cywilizacji pojawiło się wiele potęg. Rodziły się i upadały, ale żadna nie trwała dłużej niż Rzym – państwo, które wyłoniło się w wyniku kolejnych wojen i za ich sprawą poniosło ostateczną klęskę. Jednak jeszcze zanim legendarne imperium zniknęło, co jakiś czas musiało zmagać się z wyzwaniami rzucanymi przez ludy ościenne. Rywalizacja ta nieraz mogła się skończyć tragicznie dla rozwijającej się prężnie republiki. Komu prawie udało się ukrócić jej potęgę?
Brennus
18 lipca 387 p.n.e. zapisał się w dziejach Rzymu za sprawą Brennusa, wodza celtyckiego plemienia Senonów. Tego dnia jego oddziały rozbiły wojska rzymskie pod Alią, dopływem Tybru. Jak pisze Aleksander Krawczuk w „Kronice Starożytnego Rzymu”, kolejne pokolenia określały ten dzień jako nieszczęsny. W jego trakcie nie wolno było nikomu z obywateli zawierać małżeństw ani składać ofiar.
21 lipca Brennus wkroczył do miasta bez walki i doszczętnie je złupił. Galowie przebywali w Rzymie przez kilka miesięcy, podczas których oblegali Kapitol. Ostatecznie go nie zdobyli. Chroniący się na wzgórzu wygłodniali Rzymianie zdecydowali się wypłacić najeźdźcom okup w złocie. Ci ostatni, zadowoleni z łupu, opuścili miasto nie niepokojeni przez nikogo.